Odwiedziło nas

czwartek, 21 października 2010

Skaza białkowa a dieta mamy

Dalej nasza historia ze skazą miała być nie tak piękna jakby się wydawało. Karmiłam piersią bo wierzyłam, ze tylko moje mleko uratuje córkę przed jeszcze gorszymi następstwami alergii. Dieta była trudna. Potrzebowałam dużej ilości białka, wapnia i wielu innych składników mineralnych i witamin by pokryć zapotrzebowanie swoje i dziecka. Piłam wodę Kryniczankę i inne wody mineralne niegazowane, kawę Inkę, herbatki owocowe Hortexu np. żurawina, dzika róża, malina. Piłam sok z buraka- który wyciskałam na sokowirówce z dodatkiem soku z jabłek także robionego domowym sposobem za pomocą sokowirówki. W tym czasie odkryłam zalety sokowirówek czego wcześniej nie wiedziałam (aż wstyd się przyznać, że to poczciwe urządzenie stało w pudle głęboko schowane w kredensie)  wstyd . Niestety pediatra nie przepisał mi Bebilonu Pepti 2 bym mogła go pić sama. Pewnie się bał, że będę podawała go dziecku zamiast sobie. Mam o to do niego żal. Ułatwiło by mi to żywienie siebie podczas karmienia piersią. 
Plusy karmienia piersią to szczupła sylwetka w moim przypadku. Przed ciążą ważyłam 62 kg, w ciąży 74 kg a w 4 miesiącu po porodzie ważyłam 54 kg co sprawiło, że nie miałam na nic siły, przewracałam się sama od siebie. Pediatra przepisał wapno, Centrum Materna i odżywkę Portagen, która dała ponowną wysypkę u mojej córeczki. Dla ratowania sytuacji nie zaprzestałam karmienia piersią ale zwiększyłam w diecie ilość mięsa pieczonego, gotowanego. Więcej warzyw typu soczewica a banany stały się moim podstawowym owocem. Pomogło. Stanęłam na nogi i czułam się dużo lepiej. Zamiast masła używałam margaryny Flora, oliwy z oliwek, nawet smalcu wieprzowego. Zamiast orzeszków nasiona dyni, słonecznika. Jabłka, czarne jagody- z których robiłam dżemy i syropy, maliny, śliwki, gruszki stały się moimi sprzymierzeńcami. Zero cytryn, pomarańczy, kiwi, grejpfrutów, truskawek. Co jakiś czas próbowałam jogurtu ale dawał odczyn alergiczny u dziecka. Kasze jęczmienna, gryczana zagościły na naszym stole.Ryż też był numerem jeden. Wszystkie obiady z wody, duszone lub pieczone, bardzo rzadko smażone jeśli chodzi o mięsa. Zapytacie pewnie czego mi brakowało?
Brakowało mi czekolady gdyż kakao też odstawiłam. Ryby dopiero zaczęłam próbować po 6 miesiącu karmienia. Lody, sery śniły się mi po nocach. Truskawki i pomarańcze mi pachniały o dziwo gdy je widziałam na straganie. Mówią, że to co zakazane to pożądane i coś w tym jest. język2 Jadłam żółtko jaja - 1 dziennie. Kupując produkty przetworzone- choć było tego niewiele - czytałam skład produktu na etykiecie czego nie robiłam nigdy przedtem. Wszystko ma swoje plusy nawet w najgorszym wydaniu. Nie zdawałam sobie sprawy, że białka mleka są prawie we wszystkich produktach pół przetworzonych lub przetworzonych. Nie wspominam o kefirach, jogurtach, maśle, serach, twarogach, lodach, maślankach i oczywiście mleku i śmietanie. Ciasta piekłam sama ale czasami miałam ochotę na sernik lub pączka, których nie piekłam ze względu na moją dietę. Jak zacznie się wymieniać wszystkie produkty, których nie wolno to strach bierze, że grozi śmierć głodowa. Na szczęście można jakoś stworzyć menu tak by niczego nie brakowało. Cieszę się, że nie zaprzestałam karmienia piersią i że przetrwałam mimo wszystko. Karmiłam piersią rok i miesiąc. Najważniejsze to się nie poddawać! uśmieszek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz